MultiMatka powróciwszy po Świętach na domowe łono jednym tchem przeżyła kolejne dwa tygodnie. Gdyby nie to, że sylwestrowy ostrzał w tym roku był iście artyleryjski, nie zauważyłaby pewnie również zmieniającej się daty rocznej w kalendarzu...
Tymczasem poświąteczny czas obfitował w WYDARZENIA. Najpierw po zrobieniu gruntowego researchu MultiMatka wyśledziła pobliskie stacjonowanie żywej szopki i czym prędzej udała się na miejsce z Trójcą czyniąc pewne poniedziałkowe popołudnie jednym z tych WYJĄTKOWYCH.
Oprócz ozdobnych kuraków, owiec, osiołka i kóz występował w zagrodzie również pewien kozioł - silna, pewna siebie jednostka, na dodatek ciekawa wszystkiego. Rogi miał imponujące i równie imponującą brodę. A przenikliwość w oczach była nieprzeciętna. Zwał się Franek. I tak spojrzenia MultiMatki oraz kozła spotkały się i połączyły, by przez moment wspólnie kontemplować złożoność świata oraz groteskowość sytuacji! Tymczasem Trójca zainteresowana żywo fizjologią zwierząt zagrodowych studiowała z wielką uwagą kaliber odchodów poszczególnych gatunków...
Następnie na tapecie pojawiła się znowu CHOROBA. Chociaż gdyby nie fakt, że ewidentnie Drugi od pasa w górę był pokryty czerwonymi kropkami, MultiMatka nawet by nie zauważyła, że coś się dzieje. Drugi podskakiwał i szczebiotał jak zwykle, tyle że z kropkami na ciele. Wysypka o nieokreślonej do końca genezie nie stanowiła na szczęście szczególnego zagrożenia dla MultiRodziny i łaskawie postanowiła oszczędzić Pierwszą oraz Trzeciego. Efektem tej subtelnej choroby była obecność wszystkich multidzieci w domu, a co za tym idzie było ciekawie...
Z początkiem roku MultiMatka postanowiła ZASZALEĆ i wybrała się z Pierwszą na Stadion Narodowy celem obejrzenia wystawy lego... Podczas gdy Pierwsza zakręciła się totalnie na punkcie makiet z jeżdżącymi pociągami, o tyle MultiMatka przywarła do gabloty z postaciami ze Świata Dysku i jeszcze chwila, a z kącika jej ust zaczęłaby się sączyć ślina, gdyby nie Pierwsza ciągnąca lojalnie MultiMatkę w stronę makiety z Czerwonym Kapturkiem...
A na koniec przyszła ZIMA. Winter is coming powtarzali co bardziej świadomi obywatele, ale chyba nikt w to naprawdę nie wierzył. Tymczasem wciskający w chodnik mróz oraz eteryczne płatki śniegu były nieomylne. "Zbieram zimę!" - rzekł wesoło Drugi podnosząc z chodnika świeżuchny śnieg i miętoląc w rękawiczce...
Do siego!
Do siego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz